Etnologia.pl
O serwisie
Zadaniem, jakie stawiamy przed sobą, jest uwolnienie etnologii z jej akademickiej niedostępności; wykazanie, jak daleko i szeroko poza mury uczelni może sięgać ...
czytaj...
Etnologia.pl poleca

Postkolonializm
Young dokonuje przeglądu kulturowych, społecznych i ...
Etnologiczne spojrzenie na rzeczywistość
Serwis etnologiczny
MultiKulti
Wojna o pokój
Żyjemy dzisiaj w zhierarchizowanym, jednobiegunowym świecie opartym na stosunkach poszczególnych graczy, na arenie międzynarodowej, względem USA (Lazarus 2008: 42). Od czasu upadku Związku Radzieckiego żadne inne pretendujące do miana mocarstwa państwo nie potrafiło rozbić hegemonii jedynego na świecie supermocarstwa. Współcześnie w świecie wielkiej polityki tożsamość i pozycję buduje się albo na sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, albo na negowaniu polityki tudzież wszystkiego co utożsamiane jest z tym najbardziej zachodnim z zachodnich krajów. Istnieje jeszcze trzecia opcja, zarezerwowana dla tych, którym się nie udało lub cały czas nie udaje stanąć na nogi. Kraje rozwijające się mogą bowiem istnieć na arenie międzynarodowej poprzez otrzymanie pomocy od chętnie pomocy udzielających Stanów Zjednoczonych. Czyli odrzucając wszelkie eufemizmy, poprzez dobrowolne lub tylko na takie wyglądające, przyjęcie, a częściej nawet narzucenie, imperialnej dominacji. Militarne, kulturowe, gospodarcze lecz oczywiście nie tylko, wachlarz możliwości jest wszak nieskończony, podporządkowanie.
Powszechnie USA kojarzone są na chwile obecną z wojną wymierzoną światowemu terroryzmowi. Szczytna idea nie pozwala jednak całkowicie schować głowy w piasek, w związku z czym amerykańska polityka względem Afganistanu czy Iraku dorobiła się już krytyki na wielu szczeblach. Od naukowego, wpisującego się w nurt krytyki postkolonialnej, po polityczny, gdzie przeciwnicy panującego nam uniżenie supermocarstwa żonglują argumentami bez opamiętania. W mediach zwłaszcza tych stawiających się w opozycji do mainstreamu, na długo przed pamiętnymi zamachami z 11 września, zaczął pęcznieć słownik terminologii używanej do określania kolejnych ingerencji USA na terenie innych państw. Wojna o ropę, demonstracja siły, a nawet wykorzystanie Iraku w charakterze poligonu ćwiczebnego dla wojskowej technologii, jak to określa się pierwszą wojnę w Zatoce Perskiej i operację „Pustynna Burza”, która dzisiaj stała się niemal symbolem popkulturowym. Znana powszechnie maksyma w myśl, której punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ma swoje przełożenie również na gruncie interwencyjnej metody prowadzenia polityki międzynarodowej przez USA. Dla zachodniego supermocarstwa jasnym jest doszukiwanie się w każdej zbrojnej ingerencji na terenie obcego państwa misji pomocy ludzkości jako takiej. Czyli nie wojna o ropę, a wojna o dobrobyt uciskanych. Albo inne wariacje, zależne od specyfiki rejonu bezpośrednio oswobadzanego przez wuja Sama i wielu dla niego charakterystycznych geopolitycznych zmiennych. Reasumując, podręcznikowy przykład mesjasza narodów, zawsze walczącego o pokój na świecie. Dzielnego policjanta, stróża międzynarodowego ładu i harmonii. Arundhati Roy (2005: 173) opisując tą cudownie bezinteresowną politykę zbrojną Stanów Zjednoczonych cytuje prezydenta George`a W. Busha, który z okazji ataku na Afganistan, po zamachu na WTC 11 września 2001 roku, wypowiedział te oto znamienite słowa: „To jest powołanie Stanów Zjednoczonych Ameryki. Najbardziej wolnego narodu świata. Narodu zbudowanego na wartościach fundamentalnych, który odrzuca nienawiść, odrzuca przemoc, odrzuca zabójców i odrzuca zło. I nigdy nie ustąpi”. Będziemy walczyć o pokój do ostatniego naboju 5.56 NATO w magazynku – tak zdecydowanie mógłby brzmieć ciąg dalszy powyższej wypowiedzi.
![]() Foto - Kadr z filmu "Helikopter w ogniu". Źródło © Internet |
Czy zbrojne interwencje zasługują na miano praktyk kolonizacyjnych? Zdecydowanie tak, a nawet może niezupełnie. Tak, ponieważ dawne imperia kolonialne również stosowały przemoc wobec kolonizowanych. Narzucanie stosunku hegemonicznego oparte było na dychotomii silny-słaby, gdzie silny dominował na każdym polu, od kulturowego po czysto militarny. Trafnie opisuje to Edward Said w swoim klasycznym już dzisiaj „Orientalizmie” (2005: 35) stwierdzając, że „stosunki pomiędzy Zachodem a Wschodem to stosunki siły, dominacji, złożonej hegemonii o rożnym nasileniu”. Z drugiej jednak strony, przecież powszechnie znany jest schemat działań podejmowanych podczas wojskowych akcji czy to stabilizacyjnych czy nie. Otóż hipotetyczna armia przekracza terytorium hipotetycznego państwa, w którym oczywiście dzieje się źle, robi, co musi i nie zostaje po niej kamień na kamieniu, a potem wycofuje się i z oddali patrzy jak cudownie rozwija się demokracja. Są pewnie jakieś odchylenia od tegoż schematu, ale przypuszczalnie niewielkie. Czyli oficjalnie, ze stanu w którym jest źle, przez stan w którym jest jeno gruzowisko, w stan w którym biedni niepotrafiący samemu się przeciwstawić wyimaginowanej opresji ludzie tworzą od nowa, na amerykańskich wzorach, praworządną demokracje. Można rzec, że zrobiono co zrobione być musiało, a teraz rządźcie się sami. Tylko oczywiście bez przesady, bo samodzielność samodzielnością, ale tylko na naszych zasadach, z naszymi firmami na waszym rynku, zgodnie z naszym kodeksem prawnym i z naszymi McDonaldami. Bezcelowym byłoby zbytnie rozwodzenie się nad tematem, zbrojna ingerencja nosi piętno kolonializmu,. Ot, co. Jeśli bowiem nawet nie wprost, to pokątnie wprowadzane są niepojmowalne zasady organizacji społeczno-politycznej. Na siłę i bez przyzwolenia, a w najlepszym przypadku z milczącym przyzwoleniem tych uratowanych, a wcześniej uciskanych. Jak inaczej, bowiem wytłumaczyć zrzucanie paczek żywnościowych dla cywilnej ludności Afganistanu podczas wojny, jak trafnie opisuje to Roy (2005: 177), jeśli nie jako propagandę i próbę formowania mentalnych dyspozycji przyszłego demoludu? Czy może faktycznie należy wierzyć, że umieszczenie w paczce żywnościowej udekorowanej amerykańską flagą masła orzechowego czy plastikowych sztućców jest pomysłem absolutnie poza wszelkimi podejrzeniami o narzucanie komukolwiek, czegokolwiek? Nie wolno zapominać o dołączonej instrukcji obsługi, bo przecież Afgańczyk to jeszcze półdzikus, który nie potrafi posilić się zachodnimi specjałami od dobrego wujka z Ameryki.
Mainstreamowe media milczą, bo przecież oficjalnie nic się nie dzieje. Dlatego właśnie, w myśl naukowej rzetelności i wspomnianej wcześniej maksymie, opisywane działania nie mają nic wspólnego z dyskursem kolonialnym. To tylko pomoc, bezinteresowna oparta na altruistycznym zrodzonym przez demokrację i chrześcijańskie wartości miłości do bliźniego, podejściu do życia. W rzeczywistości zaś, za zasłoną medialnej propagandy wtórny kolonializm kwitnie w najlepsze, sprzedając zachodnie wzory wszędzie na wschód od Zachodu. A sam praworządny i oparty na głębokim poszanowaniu wolności osobistej, ideach samostanowienia państw i innych szlachetnych, choć martwych frazesach Zachód, jak zwykle nie widzi nic poza czubkiem swojego niosącego pokój wojskowego buta.
Spójrzmy jednak na dany temat nieco inaczej niż ma to w zwyczaju teoria postkolonialna. Rzecz jasna, ciągle mocno ponowocześnie, ale z nieco innej perspektywy niż klasyczne studia postkolonialne. Opierając się na dromologii Paula Virilio oraz przyjmując jego rozumienie sukcesu dawnych imperiów kolonialnych jako zwycięstwo szybszych nad wolniejszymi, wniosek pozostaje jasny i wyklucza niedookreśloność różnych punktów widzenia. Prędkość jest w myśli zachodniej wartością uniwersalną, międzykulturową, łatwą do wyobrażenia zdroworozsądkowo, a także przedstawienia jej naukowo za pomocą wektorów czy innych znaków graficznych. Patrzymy więc oczyma człowieka zachodniego, wychowanego w kulturze judeochrześcijańskiej. Skupiamy się na jednym punkcie widzenia, który mimo etnocentrycznej charakterystyki mistrzowsko dekonstruuje niejednoznaczność oceny opisywanych praktyk interwencyjnych. „Człowiek zachodni zyskał przewagę i objął panowanie nad światem pomimo niskiego poziomu zaludnienia dlatego, że okazał się szybszy. Przeżył kolonialne ludobójstwa i czystki etniczne dlatego, iż przewyższa wszystkich pod względem prędkości, siły oraz żywotności. Przyspieszenie oznacza utrzymanie się przy życiu” (Virilio 2008: 66). Skoro dla kultury zachodniej prędkość konotowana jest jednoznacznie, punkt widzenia jest klarowny i niewzruszony. Stany Zjednoczone, ta współczesna wizytówka Zachodu, kolonizują na potęgę, ponieważ są niewyobrażalnie szybkie. I jak to powiedział prezydent Bush, nigdy nie ustępują.
Władza, jak uważa Virilio (2008) polega na kontroli ruchu szybszych nad wolniejszymi. W dobie globalnej wioski, erze nadmiaru i przeładowania znaczeniami, hipernowoczesności jak określa to Marc Augé (2010: 17-25), szybsi są ci, którzy przekazują znaczenia. Wolniejsi ci, którzy znaczenia jedynie odbierają. Mainstreamowe media dominują, posługując się metodologią przekazu wynalezioną w najszybszym społeczeństwie na świecie przekazują uniwersalne wzory wszystkim tym, którzy mają możliwość je odebrać. A jeśli tej możliwości nie mają, zapewnią ją zbrojne interwencje niosące pokój, prawo i sprawiedliwość wszystkim, którzy są uciskani i ciemiężeni, nawet jeśli to uciskanie i ciemiężenie tak naprawdę zaczyna się w chwili ich „wyzwolenia”.
Zarysowawszy kręgosłup teorii na której opieram krytykę amerykańskiego interwencjonizmu na światowej mapie politycznej, łatwo można zauważyć, że poruszam się w ramach postkolonializmu, który to zdaniem Michaliny Golinczak (2008: 108) „powinien poddawać krytyce dominujący system i analizować konkretną rzeczywistość, a przede wszystkim spełniać funkcje krytyczne i rewolucyjne, dążąc do zniesienia status quo”. Definicja Golinczak nie jest może najlepszą metodologicznie definicją dyskursu postkolonialnego, ale za wyjątkiem wątku rewolucyjnego, trafnie tłumaczy moje podejście do poruszanej w niniejszy tekście problematyki.
Zasadniczo paradoks „wojny o pokój” jest tematem tak szalenie absorbującym i łatwym w argumentacji, że pisać można co się chce i ile się chce, bowiem przykładów takowych aktów zbrojnych światowych mocarstw, nie tylko USA, jest prawdziwe mrowie. Gdyby jednak rozszerzyć nieco ogniskową krytyki i wyjść poza Afganistan czy Irak, wiele innych posunięć Stanów Zjednoczonych na polu międzynarodowym, pod sztandarem niesienia pokoju, pęka w szwach od praktyk wyraźnie naznaczonych piętnem uprzedmiatawiania biednych, nieradzących sobie z samymi sobą, innych. Wiele z owych „bohaterskich” interwencji doczekało się również ekranizacji i zostało przeniesione na srebrny ekran, Hollywood lubi bowiem temat dzielnych amerykańskich marines walczących o dobro nasze i wasze.
![]() Foto - Kadr z filmu "Helikopter w ogniu". Źródło © Internet |
Jednym z bardziej wybitnych na polu popkulturowym działań amerykańskich wojsk jest operacja „Przywrócić Nadzieję” mająca ustabilizować niewysłowiony chaos panujący w pogrążonej w wojnie domowej Somalii. Historia samego konfliktu liczy sobie już niemal dwadzieścia lat, zależy rzecz jasna jaką datę uznać za przysłowiowy casus belli. Niemniej czy będzie to styczeń 1991 kiedy dokonano zamachu stanu obalając panującego prezydenta, o głęboko dyktatorskich zapędach, będącego prezydentem tylko z tytułu, czy rok 1992 w którym Rada Bezpieczeństwa ONZ wysłała do Somalii prawie 40 tysięcy żołnierzy pod przywództwem dzielnych i niezmordowanych w niesieniu pokoju Amerykanów. Tak czy inaczej, niezależnie od cezury czasowej, fakt pozostaje faktem, w Somalii niespokojnie jest do dzisiaj. Rozpatrywanie dokładnego przebiegu konfliktu i doszukiwanie się przyczyn jego brutalizacji wymaga jednak gruntownego prześledzenia wszelkich społeczno-politycznych uwarunkowań, a nie to jest moim celem w niniejszym tekście. Poza tym, nie chciałbym przypadkowo rozproszyć zasadniczego tematu wokół którego zogniskowane są moje rozważania, a przez zbyt detaliczne spojrzenie mógłbym zmienić wydźwięk całości eseju.
Zamiast więc opisywania wojny, zajmę się opisem sposobu pokazania wojny. A ten niesie ze sobą wszelkie orientalistyczne zapędy, jakich tylko doszukać się można w tekstach krytykowanych na przestrzeni lat, niezależnie od tematyki jaką podejmowały. Wychodząc z założenia wypracowanego powyżej, w myśl którego Stany Zjednoczone są współczesnym imperium kolonialnym na globalną skalę postaram się uzmysłowić, że wuj Sam podporządkowuje innych zarówno w rzeczywistości, jak i za pośrednictwem środków przekazu bądź co bądź artystycznego. Orient w polityce USA pojawia się wszędzie gdzie to supermocarstwo pozostawi po sobie ślady podeszew wojskowych butów czy puszki po coca-coli, a stosunek hegemoniczny o wiadomym wektorze narzucany jest z budzącą podziw skutecznością.
Powyższe nawiązanie do wojny domowej w Somalii jest o tyle istotne, że film wokół którego konstruuje krytyczne spojrzenie na idee szeroko rozumianej „wojny o pokój” opowiada historię tegoż konfliktu. „Black Hawk Down” jest tym dla próby krytyki polityki międzynarodowej Stanów Zjednoczonych, czym „Jądro ciemności” dla klasycznej krytyki postkolonialnej. Niemniej nie można przyrównywać obu dzieł pod kątem artystycznym. Tu przepaść jest aż nazbyt oczywista. Zasadniczo różny jest również sposób interpretacji, bowiem o ile Joseph Conrad w „Jądrze ciemności” pierwszorzędnie władając piórem wbija, między wierszami, szpilę europejskiemu imperializmowi i aż sugeruje czytelnikowi by ten podszedł do tekstu krytycznie, to oscarowy (cztery nominacje, dwie nagrody) obraz Ridley`a Scotta z 2002 roku jest zwyczajnym, choć bajecznie spektakularnym amerykański filmem wojennym. Nie sugeruje nic ponad poziom empatii właściwy konkursowi Miss World. Skoro na świecie dzieje się źle, trzeba mówić o tych złych rzeczach, a wówczas zapanuje pokój i szczęśliwość. Bo wszyscy właśnie pokoju i szczęśliwości chcemy.
1 | 2 |
Notka o autorze tekstu:
Przemysław Jankowski - doktorant w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zainteresowania badawcze oscylujące wokół antropologii religii, systemowo postrzeganego ateizmu oraz analizy narracji komiksowych i problematyki sensotwórczej.
Komunikaty
Etnologia.pl
czasopismem
Pragniemy poinformować, iż z dniem 31.03.2010 roku decyzją Sądu Okręgowego w Poznaniu Wydział I Cywilny strona internetowa www.etnologia.pl została zarejestrowana jako czasopismo pod tytułem Etnologia i wpisana do rejestru Dzienników i Czasopism Sądu Okręgowego w Poznaniu pod numerem RPR 2613.
Serwisy powiązane tematycznie
O Ludach Północy

Arktyka.org - informacje o rdzennych ludach zamieszkujących obszary Arktyki i terenów subarktycznych. Historia, kultura, teraźniejszość.
Indianie Ameryki Pn.
Indianie.org.pl - kultura, sztuka i tradycja Indian Ameryki Północnej - teksty, galerie fotografii, krótkie prezentacje filmowe i muzyka.