Etnologia.pl
O serwisie
Zadaniem, jakie stawiamy przed sobą, jest uwolnienie etnologii z jej akademickiej niedostępności; wykazanie, jak daleko i szeroko poza mury uczelni może sięgać ...
czytaj...
Etnologia.pl poleca

Postkolonializm
Young dokonuje przeglądu kulturowych, społecznych i ...
Etnologiczne spojrzenie na rzeczywistość
Serwis etnologiczny
MultiKulti
Alma Mater nam spowszechniała
O idei Uniwersytetu w czasach współczesnych
Chyba przed rokiem w moje ręce, wpadła książka Tadeusza Sławka Antygona w świecie korporacji (1). O wartości publikacji przekonałem się zresztą stosunkowo późno, kiedy wreszcie zerknąłem do jej środka i przeczytałem ją od deski do deski. Dziś za to, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wspomniana Antygona, dawno już wkroczyła do czołówki w moim prywatnym rankingu najbardziej poczytnych książek. Zgodnie z wyznawaną zasadą - nie tylko względem beletrystyki - że dobra książka to ta, po którą sięga się więcej niż jeden raz. Co więcej, pragnę ją gorąco polecić jako lekturę godną uwagi wszystkim zainteresowanym, a szczególnie studentom, którzy po raz pierwszy w tym roku przekroczą mury uniwersyteckie.
Przyznam, że po pierwszym przeczytaniu pracy Sławka czułem zdezorientowanie. Wynikało ono - a jakby inaczej - z treści książki. Bowiem autor, dokonuje śmiałej, czasami może nawet zbyt kontrowersyjnej, diagnozy współczesnego Uniwersytetu. Ja zaś, jako adept nauki czytający niczym swoje myśli zapisane słowem i stylem autorytetu, poczułem się ośmielony. Zresztą wypada mi się od razu zmierzyć z jednym z quasi założeń postmodernizmu, głoszonych przez proroków z przyprawionymi brodami. Nieprawdą jest, że ponowoczesność cechuje brak autorytetów. Po prostu postmoderna jest wobec nich sceptyczna, rozumianych także jako określone instytucje, przyjmowanych a priori. Tym samym dyskusja nad Uniwersytetem, który przez wieki cieszył się estymą, jest poniekąd po części skutkiem owego założenia. Choć, co trzeba koniecznie nadmienić, dyskusja czy może lepiej osamotnione dywagacje na temat idei Uniwersytetu, nie jest wynalazkiem obecnych czasów. Przeciwnie, właśnie refleksja nad ideą Alma Mater należy do niezwykle żywotnych.
Niech więc esej ten, będzie rozumiany jako swego rodzaju glosy, jako komentarz, ale i rozwinięcie myśli przedstawionych przez byłego rektora mojego macierzystego Uniwersytetu Ślaskiego. Niech będzie interpretowany - a każdy czytelnik jest zobowiązany do sztuki interpretacji właśnie - jako próba osadzania myśli Sławka w wiedzy lokalnej. I podobnie jak autor Antygony w świecie korporacji, spróbuję zastanowić się nad współczesnym Uniwersytetem. Tak więc przedmiotem będzie refleksja nad misją, ale także nad słabościami obecnej Akademii.
Początków Uniwersytetu należy szukać w średniowieczu. W epoce, która dla jednych jest wiekiem upadku cywilizacyjnego, bezdyskusyjnego panowania ciemnoty i zabobonu - cokolwiek ono znaczy, wreszcie nieprzerwanie płynącym, żywym potokiem krwi, ze stosów na czarownice i heretyków. Inni widzą w nim epokę kolorowego światła tryskającego z witraży średniowiecznych katedr, pięknych Madonn dłuta nieznanych mistrzów rzeźbionych na większą chwałę Bożą. Trzeba sobie jednak uświadomić nie tyle nieprawdziwość owych wyobrażeń, co ich naturalną, a nie wbrew pozorom wykluczającą się sprzeczność, wreszcie ich fikcyjność w rozumieniu Geertzowskim. Są one, podobnie zresztą jak wszystkie inne prace, nie tylko antropologów, także historyków - choć pewnie trudno im będzie w to uwierzyć - czymś skonstruowanym, a zarazem już wcześniej interpretowanymi i to jak pisze Geertz "(...) na dodatek interpretacjami drugiego i trzeciego stopnia". (2)
Niezależnie jednak od światopoglądu, trzeba zgodzić się, że Uniwersytet jest dziełem Kościoła z czym wiążą się pewnie konsekwencje. Chociażby fakt, że o dostojeństwie Alma Mater świadczy funkcjonowanie w jej ramach Wydziału Teologicznego. Zresztą zapewne nieprzypadkowo niektórzy dopatrują się wprost analogii między uczelnią a Kościołem. Pewnie jednak musiały minąć wieki, by odezwał się znamienny chichot historii. Istotnym wydarzeniem w tej kwestii jest sprawa niedoszłego wykładu inaugurującego Benedykta XVI na rzymskiej La Sapienzie, który miał się odbyć 17 stycznia 2008 roku. I mimo, że Uniwersytet został założony przez 750 laty przez papieża Bonifacego VII, mimo że uczelnie odwiedzali zarówno Paweł VI jak i Jan Paweł II, obecnemu biskupowi Rzymu odmówiono prawa przybycia. Sprawa jest zresztą o tyle ciekawa, że Benedykta XVI zaprosił sam rektor uczelni Renato Guarini. Natomiast dopiero kilka dni przed przyjazdem papieża, grupa profesorów fizyki wystosowała list przeciwko "papieżowi reakcjoniście i przeciwnikowi Galileusza". Nawiązano tym samym do wypowiedzi sprzed niemal 20. laty ówczesnego przewodniczącego Kongregacji Nauki i Wiary, kard. J. Ratzingera o rzekomej słuszności procesu Galileusza (3). Wobec protestów, do których dołączyli się także studenci, watykański sekretariat stanu odwołał papieską wizytę.
Do zastanowienia wobec jej odwołania wzywał rektor, który owe zdarzenie nazwał przejawem nietolerancji, dla której nie powinno być miejsca w środowisku akademickim. Wtórował mu włoski minister szkolnictwa wyższego, który nazywał Uniwersytet miejscem, gdzie główną regułą jest wolne słowo. Lecz chyba najostrzej zareagował włoski dziennik "La Repubblica", która obwieszczał koniec tolerancji we Włoszech, natomiast samo wydarzenie uznawał za znaczące dla współczesności (4). Niestety wydaje się, że współczesny świat, który nosi tolerancje na swoich sztandarach, w rzeczywistości jest mniej tolerancyjny. Cóż bowiem jest dzisiaj tolerancją, jeżeli jej znaczenie w zupełności uzurpowały sobie środowiska homoseksualne. Każde zdanie, każdy sąd który nie jest pomyśli wspomnianych grup ma być jawnym zamachem na idee tolerancji. Dlatego próbuje się zamknąć usta tym wszystkim, którzy przecież mają prawo myśleć inaczej, niezależnie czy to biskup Rzymu czy królowa Hiszpanii. Dobrze przynajmniej, że nikt już nie może nazywać Polski krajem homofobów - jak oświadczył patetycznie Raczek podczas odbierania razem ze swoim partnerem nagrody dla najpiękniejszej polskiej pary przyznanej przez pewien miesięcznik.
Miesiąc później po całym zamieszaniu, na audiencję papieską przybył rektor Guarini, który wręczył biskupowi Rzymu dary który były przeznaczone na styczniową wizytę. Subtelnej pikanterii dodaje fakt, że fizycy, którzy przede wszystkim podpisali ową petycją, błędnie jak się później okazało interpretowali słowa papieża. W rzeczywistości Ratzinger przytoczył jedynie historyczną opinię, z którą całkowicie się nie zgadzał.
Lecz mimo, że korzeni Uniwersytetu należy szukać w średniowieczu, kluczową dla zrozumienia współczesnej Akademii wydaje się koncepcja lansowana przez Wilhelma i Aleksandra Humboldta. Zresztą jej praktyczną realizacją jest założony w 1810 roku, Uniwersytet Berliński. Uczelnia według myślicieli powinna być z jednej strony miejscem badań naukowych oraz poszukiwań obiektywnej prawdy a z drugiej przekazywać owe wyniki młodym ludziom. W zasadzie bez większych przeszkód model ten funkcjonował przez 150, dopiero od lat 60tych, za to w Polsce zdecydowanie później można odczytać znamiona pewnego kryzysu instytucji. Niewątpliwie wpływ na to miało kształtujące się zjawisko globalizacji, ale i zmiana paradygmatu naukowego, w tym koncepcji prawdy i nauki (5).
Dziś funkcjonuje model trochę inny, zresztą nieprzypadkowo coraz częściej występuje metafora Uniwersytetu jako fabryki. Mimo że pozornie należy ona już do zaprzeszłych czasów industrialnych, chyba nie do końca należy ją porzucić. Bo czym jest dzisiaj Akademia skoro w Polsce wskaźnik skolaryzacji przekroczył niewyobrażalną liczbę 50 procent, gdy jeszcze na początku lat 90tych wynosił 13 procent (6). Czy nie jest faktycznie bezkształtną fabryką, która produkuje niepotrzebne i czasem wielce wadliwe co to jakości produkty zwane z patosem magistrami. To, że magister przestał być "znakiem jakości", firmowanym dawniej przez Uniwersytet to już temat na zupełnie inny esej. Nie bez znaczenia jest też fakt, że więcej niż połowa studentów kształci się w systemie niestacjonarnym. Tym samym jak bumerang pojawia się kwestia odpłatności za studia i którą po raz kolejny wypadałoby rozważać.
Sprawa jest o tyle istotna, że kwestia finansowania uczelni nie jest bynajmniej sprawą błahą. Słusznie pojawiają się głosy o niedofinansowaniu polskiego szkolnictwa wyższego, lecz czy to może usprawiedliwiać wszystkie inne poczynania uniwersyteckie. Prorektor UŚ prof. dr hab. B. Kożusznik, podczas wystąpienia inauguracyjnego rok akademicki 2008/09 na wydziałach cieszyńskich Uniwersytetu Śląskiego mówiła o konieczności nieodłącznej komercjalizacji działalności uniwersyteckiej. Mi zaś bliższa jest idea T. Sławka, który pisze, że "(...) Uniwersytet musi [...] respektować prawa rynkowej ekonomii, lecz nie wolno mu przystać na to, aby ekonomia stała się jedynym regulatorem życia uniwersyteckiego i społecznego" (7). Co więcej, wiedza stała się takim samym produktem jak wszystko dokoła. Można ją nabyć nie tylko na licznych uniwersytetach (niektórzy twierdzą, że zbyt licznych), lecz także na niezliczonych uczelniach mieniących się szkołami wyższymi. Jeszcze rok temu kusiły one maturzystów na bilbordach i plakatach bezpłatnymi zaświadczeniami do WKU, czym teraz będą reklamować swoją ofertę, nie mam pojęcia.
W tym całym zamieszaniu na rynku byle jaką wiedzą rzekomo utożsamianą z jakąkolwiek marną uczelnią przypomina mi w pewnym sensie średniowieczny występek sprzedaży odpustów. Maturzyści analogicznie do wyznawców Chrystusa z wieków średnich są mamieni, że po opłaceniu pewnej sumy staną się uczestnikami lepszego, czyli bogatszego świata. Kusi się łatwością kupienia za czesne świata, o którym marzą. Bo czy nie dyplom nawet nic nie znaczącej uczelni ma być gwarantem lepszych zarobków? Czy przypadkiem tania obietnica sporych pieniędzy nie jest jednym z głównych motywów, podjęcia przez rzesze niedokształconych licealistów studiów? Lecz nawet gdyby wystąpił dziś Luter naszych czasów pewnie nie zmieniłby szkolnictwa wyższego, a raczej by go ponownie ekskomunikowano i skazano na banicję. Oby jednak znalazł się człowiek na miarę elektora Fryderyka Mądrego.
Przez lata Uniwersytet był miejscem szczególnym, gdzie fundamentalnymi podmiotami byli mistrz i uczeń. Czymś nieodłącznym w biografii uczonego do niedawna stanowiła wzmianka o sukcesji naukowej. Zresztą była ona podobna do funkcjonującej jeszcze współcześnie sukcesji apostolskiej biskupów katolickich. Wydaje się, że zarówno wykładowca jak i student współcześnie stoją po przeciwnej stronie barykady. Lecz właśnie gdy próbują od siebie uciec, coraz więcej ich łączy, nawet wtedy gdy nie zdają sobie z tego sprawy. Dlatego Sławek dochodzi do ostrego stwierdzenia, że "(...) ani jednemu, ani drugiemu nie chodzi o pasję, lecz o pensję" (8).
Owa kardynalna uniwersytecka para mistrza i ucznia powinna się przede wszystkim kształtować podczas seminariów. To podczas nich w sposób szczególny powinno rozwijać się charakter adepta. W rzeczywistości jest jednak tak, że kreatywność studenta jest ograniczana, chociażby poprzez niepoddawany pod dyskusję sposób ujęcia kluczowego problemu, zaś w skrajnych przypadkach poprzez nadawanie problematyki pracy dyplomowej przez promotora. Lecz z jednej skrajności, trzeba strzec się by nie wpaść w drugą. Chodzi o to, by student mógł swobodnie kroczyć po labiryncie swoich poszukiwań badawczych, jednak by żadnym wypadku nie został pozostawiony sam sobie. Labirynt bowiem zakłada, że nieodłącznym jego elementem jest zagubienie. Któż lepiej da nowicjuszowi wskazówkę jak nie ten, który nie raz owy labirynt pokonywał. I nie chodzi tu bynajmniej o ciągniecie za rękę, a subtelne dzielenie się oliwą, którą panny roztropne chciały zachować tylko dla siebie.
Roztropność jest szczególną cechą Uniwersytetu. To właśnie w murach uniwersyteckich powinna się dokonywać zamiana licealnej grzeczności w roztropność. Mówiąc najprościej chodzi o przejście od wiedzy, którą uczy się zdobywać w szkole średniej do jej krytycznej oceny (9). Być może rzeczywiście jest tak, że właśnie współcześnie w dobie zalewu informacyjnego, także wydawniczego, myślenie krytyczne jest w sposób szczególnie pożądane. I to nie tylko studentem. W żadnym wypadku nie chodzi tu o warcholską krytykę czy o pseudonaukową chamskość. Raczej o to, by starać się unikać mówiąc najprościej wazeliniarstwa naukowego. W sposób szczególny objawia się ono w recenzjach, które są peanami na cześć autora, nie zaś słusznymi poddanymi pod ogląd opiniami. Kiedy cytuje się nie mając uzasadnienia swoich przełożonych, recenzentów czy promotorów bez jakiejkolwiek uwagi krytycznej. Wreszcie, dla własnej satysfakcji, przedstawia się w bibliografii, swój kilkustronicowy dorobek naukowy próbując sobie samemu zbudować pomnik ze spiżu.
Mistrz objawia się także podczas wykładów. Nie mogą one być jedynie półtoragodzinnymi recytowaniem swoim lub nie swoich myśli, nawet okraszonym pięknym językiem myśli, jeżeli wykładowca, skupi swój wzrok albo wyłącznie na swoich kartkach lub na ścianie. W zatłoczonych salach milknie głos mistrza, ustępując pola głosowi instruktora (...) gdy profesor zawsze uczy czegoś "obok" i "wyżej" kanonów swoje dyscypliny i dzięki niemu staje się Mistrzem, instruktor ogranicza się do tego, co niezbędne i określone ścisłym wymogiem programu, nie "uczy", lecz właśnie "instruuje" (10). Roztropność powinna wreszcie w sposób szczególny objawiać się na egzaminie. Jest to bowiem czas i miejsce, kiedy student powinien dokonywać swobodnej krytyki myślowej. W rzeczywistości na egzaminie nie ma nią miejsca, zamiast subiektywnej wypowiedzi oczekuje się podręcznikowego streszczenia zagadnienia. Dlatego egzamin w takim wydaniu kształci nie myślenie a akademizm. W żadnym wypadku nie rozwija raczej cofa do poziomu szkoły średniej, w której to funkcjonuje się, zgodnie z zasadą zakuć - zdać - zapomnieć. Ta chorobliwa triada jednak nie przystoi Akademii. Egzamin tym samym jest udręką i dla wykładowcy i dla studenta. Parodią wreszcie jest ocena, która jest dziwaczną wypadkową chwili. I w gruncie rzeczy zarówno oceny, jak i w wyniku ich obliczane średnie będące wyznacznikiem stypendiów naukowych są, co najmniej mówiąc, wątpliwej miary. Nie może być przecież tak, by kiedykolwiek ocena była przedmiotem targów, w której to student przypominający dzieciaka z podstawówki chodzi za swym wykładowcą prosząc o wyższą, czytaj bardzo dobrą ocenę. Lecz karygodny jest także fakt, kiedy wykładowca nie szanuje studenta, wystawiając mu ocenę nie na podstawie jakości pracy a tematu lub też jedynie jemu znanemu - nie naukowego przecież - kryterium. Być może dlatego pytanie "co słychać" będzie odbijać się głębokim echem. Zresztą nieuszanowanie wysiłku studenta wpływa także na problem plagiatu.
Owa gangrena uniwersytecka - bo tak w gruncie rzeczy wypada nazwać to zjawisko - postępuje niezwykle szybko. Co więcej, wraz z ciągłym rozwojem informatyzacji można się spodziewać, że ilość oszustw intelektualnych może osiągnąć niewyobrażalną skale. Oby nie była to złowieszcza wizja Kasandry.
1 | 2 |
Inne artykuły autorów
Marta Kasprowicz
- Mentalna agonia
- Antropologia bycia antropologiem
Mariusz Marszewski
- Środkowoazjatycki "WAHHABIZM"
- Afganistan - historia nieporozumienia
- Rosyjskojęzyczni w Kirgistanie - pomiędzy imigracją a asymilacją
Włodek Rybicki
- Gławnaja prowadnica
- W kraju Amsskaapipikani - Blackfeet - Czarnych Stóp
- Krótki esej na temat pobytu w Portugalii i ...
- Mandżuria - historyczne aspekty procesu akulturacji
- Marokańskie zapiski
- Rola i historia tańca w kulturze Indian Ameryki Północnej
- Nunavut znaczy Nasz Kraj, Qallunaat znaczy biały człowiek, rok 1999 oznacza wolność
Komunikaty
Etnologia.pl
czasopismem
Pragniemy poinformować, iż z dniem 31.03.2010 roku decyzją Sądu Okręgowego w Poznaniu Wydział I Cywilny strona internetowa www.etnologia.pl została zarejestrowana jako czasopismo pod tytułem Etnologia i wpisana do rejestru Dzienników i Czasopism Sądu Okręgowego w Poznaniu pod numerem RPR 2613.
Serwisy powiązane tematycznie
O Ludach Północy

Arktyka.org - informacje o rdzennych ludach zamieszkujących obszary Arktyki i terenów subarktycznych. Historia, kultura, teraźniejszość.
Indianie Ameryki Pn.
Indianie.org.pl - kultura, sztuka i tradycja Indian Ameryki Północnej - teksty, galerie fotografii, krótkie prezentacje filmowe i muzyka.